Na książkę o rozwiązaniu Skogluft trafiłam przez przypadek i ten oto szczęśliwy przypadek sprawił, że mogę się nią z Wami tutaj podzielić 🙂
Początkowo pomyślałam, że jest to kolejna pozycja o tym, jak kraje skandynawskie potrafią dobrze i szczęśliwie żyć. Że jest to kolejne hygge lub inne lagom czy lykke. Skogluft to jednak nie jest szersza filozofia, a jeden element, który potrafi w znaczący sposób wpłynąć na jakość naszego życia. Jeden mały element, dający jednak ogromne korzyści i naprawdę poprawiający jakość funkcjonowania we współczesnym świecie. Nie chodzi tu jednak o miękkie kocyki czy płomienie radośnie pełgające w stylowym kominku, nie chodzi o piękny kubek wypełniony parującym kakao, czy nastrojowe świeczki ustawione w całym domu. Nie chodzi też o sztukę cieszenia się z tego co mamy i modną obecnie sztukę uważności. Chodzi o coś, od czego można zacząć wprowadzanie tych wszystkich zasad dobrego życia, ale bez czego tak naprawdę nie można się obejść marząc o dobrym i zdrowym życiu. Sekret tkwi w dwóch uzupełniających się elementach: ŻYWEJ ZIELENI I SŁONECZNYM ŚWIETLE!
Nazwa mówi sama za siebie:
Skogluft = leśne powietrze
Filozofię Skogluft opracował JØRN VIUMDAL na podstawie swoich wieloletnich doświadczeń. Tematykę wpływu zieleni na zdrowie i dobre samopoczucie ludzi przebywających w zamkniętych pomieszczeniach, zgłębia on już od lat 80-tych, dlatego jego obserwacje mogą być dla nas niezwykle cenne. Jako że sam autor publikacji nie jest naukowcem, mogącym samodzielnie badać wpływ zieleni i światła na ludzkie zdrowie, współpracował na przestrzeni lat z lekarzami, architektami, biologami itp. Jego przygoda z zielenią we wnętrzach zaczęła się w 1985 roku, kiedy ten inżynier mechaniki podjął pracę w szwedzkiej firmie specjalizującej się w wynajmowaniu i wprowadzaniu roślin do miejsc pracy. Pewnie sam wówczas nie spodziewał się, gdzie go ta zmiana ścieżki kariery doprowadzi i z pewnością jeszcze wtedy nie przypuszczał jak ogromny wpływ na człowieka ma natura i jej niedobór.
To było w latach 80-tych, kiedy wielu z nas było jeszcze dziećmi (np. ja :), części z nas w ogóle nie było na świecie, a już na pewno nikt z nas nie prognozował, że tak bardzo oddalimy się od natury, jednocześnie tak bardzo zamykając się w domach, naszpikowanych elektroniką. Dobrze pamiętam lata 80-te, 90-te, kiedy mnóstwo czasu spędzaliśmy na świeżym powietrzu i ono faktycznie było całkiem świeże, bo w niewielu rodzinach były samochody. Siedzieliśmy na dworze od rana do wieczora, a gdyby ktoś wówczas zaproponował nam siedzenie w domu przed monitorem, pewnie tylko nieliczni uznaliby to za atrakcyjną alternatywę spędzania wolnego czasu.
A teraz mamy rok 2021 i świat zwariował z powodu pandemii, zamykając nas w domach i wielu z nas uniemożliwiając pracę. Trwa to już od ponad roku, nie ma pewności jak długo jeszcze potrwa, ale już teraz wiemy, jak ogromne straty przyjdzie nam nadrabiać. Straty materialne są różne w zależności od tego, czym się zajmowaliśmy. Wielu ludzi straciło pracę, część walczy o przetrwanie, a część radzi sobie całkiem nieźle, bo ich branże nie ucierpiały. Tutaj można powiedzieć, że nie każdy odczuł lockdown na własnej skórze. Jest jednak coś, co łączy wszystkich ludzi, również tych którzy mogli pracować zdalnie. Wszystkich nas łączą psychiczne konsekwencje izolacji, z którymi przyjdzie nam się zmierzyć. Już teraz mówi się o fali chorób i dolegliwości psychicznych, będących efektem długotrwałego przebywania w domach. Zamknięcie odcięło nas bowiem od dwóch bardzo ważnych czynników, których po prostu potrzebujemy na co dzień, żeby czuć się dobrze. Jednym z nich są ludzie, czyli KONTAKTY SPOŁECZNE, a drugim nie mniej ważnym jest KONTAKT Z NATURĄ.
Czytając książkę o Skogluft miałam silne skojarzenie z tym, co dzieje się teraz. ODCIĘCIE OD NATURY ma dla naszego zdrowia ogromne konsekwencje. Tylko autor książki pisze o tym, że robimy to dobrowolnie, bo taka jest niestety prawda. A obecnie nastały czasy, kiedy nakaz pozostania w domu przyszedł „z góry” i dopiero wtedy boleśnie odczuliśmy, czego nam tak naprawdę zabroniono. Taka przekorna jest ludzka natura 😉 Pamiętam zeszłoroczne początki lockdown’u, kiedy spacerując z psami po polach spotykałam całe rodzinki, których tam nigdy nie było. Kiedyś samotnie pokonywałam błotniste ścieżki, mijając czasem znanych z widzenia psiarzy. A kiedy pojawił się zakaz wychodzenia, ludzie uznali, że co to to nie! Nikt nam nie będzie zabraniał spacerowania ;))) Pod lasami nie było gdzie zaparkować! Może, żeby skłonić ludzi to przebywania bliżej natury, trzeba im tego po prostu zabronić? Co myślicie? Zadziała?
Dobra, nieco odpłynęłam od głównego tematu, wracajmy do Skogluft.
>>> dlaczego potrzebujemy kontaktu z NATURĄ? <<<
Postęp cywilizacyjny sprawił, że nie chcemy i nie musimy spędzać tyle czasu na zewnątrz, ile spędzali nasi przodkowie. Sprawiliśmy, że domy są dla nas bezpieczną przystanią, gdzie możemy się schować przed zagrożeniami zewnętrznego świata. I o ile udało nam się stworzyć bezpieczne i nowoczesne wnętrza, w których natury może nie być w ogóle, o tyle nasze organizmy nie poszły tym tropem. One cały czas jej potrzebują, jak wody, posiłku, bezpieczeństwa i innych czynników zapewniających dobrostan. Autor książki JØRN VIUMDAL wskazuje, że obecnie cierpimy na NIEDOBÓR NATURY! Część a nas oczywiście to nie dotyczy, ale znaczna większość swój kontakt z przyrodą ogranicza do minimum. System Skogluft ma na celu uzupełnienie tego niedoboru, co nie oznacza że jest on zastępnikiem spacerów i wizyt w lesie. Te ostatnie powinni przepisywać lekarze!
I tutaj dochodzimy do sedna sprawy. BRAK NATURY SPRAWIA, ŻE CHORUJEMY, a symptomy chorobowe nie są przez nas na ogół wiązane z tym aspektem życia. Nie spodziewamy się, że to właśnie brak kontaktu z przyrodą skłania organizm do wysyłania niepokojących sygnałów. Nie spodziewamy się, że chroniczne zmęczenie, bóle głowy, problemy z układem oddechowym, podrażnienie oczu, czy problemy z koncentracją, są wynikiem tego jednego zaniedbania. Uznajemy, że tak to już jest, takie nastały czasy, wszyscy jesteśmy przepracowani i zestresowani. Wprowadzając jednak zieleń do wnętrz można temu z powodzeniem zapobiegać, a jeżeli dodamy jeszcze światło imitujące słoneczne, wiele spośród dolegliwości może ustąpić.
Autor zwraca też uwagę na jedną ważną rzecz > potrzebujemy codziennego regularnego kontaktu z NATURĄ. Mit o ładowaniu baterii jest tylko mitem, ponieważ człowiek nie ma baterii. Nie jesteśmy w stanie zmagazynować w sobie korzystnego wpływu przebywania na świeżym powietrzu. Musimy to robić regularnie.
>>> badania <<<
Autor książki przywołuje liczne badania, w których mógł uczestniczyć na przestrzeni przeszło trzydziestu lat. Jednym z pierwszych eksperymentów było wprowadzenie zieleni i światła do pracowni radiologicznej w szpitalu w Oslo, gdzie ordynatorem od 1996 roku była Turid Langli. W związku z tym, że pracownia radiologiczna ma bardzo nienaturalny rodzaj oświetlenia, wywoływane są zdjęcia i pracują liczne urządzenia, emitujące niekorzystne substancje, było to idealne miejsce do sprawdzenia teorii o uzdrawiającej sile zieleni i światła. Pani Langli, podobnie jak autor książki chciała sprawdzić, czy da się poprawić warunki pracy i zminimalizować niekorzystny wpływ środowiska pracy w szpitalu. Wymienione zostały wszystkie świetlówki, włącznie z tymi w ekranach, a na ich miejsce zamontowano nowe, emitujące światło o pełnym spektrum, zbliżone do słonecznego. Wprowadzone zostały też rośliny. Wnioski z tego eksperymentu były bardzo obiecujące. Ilość zwolnień zmniejszyła się z 18% do 5%, a pracownicy przestali się skarżyć na wiele dolegliwości typu bóle głowy i zmęczenie. Rośliny oczyszczały powietrze z niekorzystnych substancji, poprawiały jego wilgotność i tworzyły wraz ze światłem bardziej przyjazne środowisko pracy. Badania przeprowadzone przez Billa Wolwerton’a dla NASA tylko potwierdzają, że to naprawdę działa (o czym pisałam tutaj).
Co ciekawe w latach 90-tych, rośliny w norweskich szpitalach były zabronione. Obawiano się zarodków bardzo szkodliwej, szczególnie dla chorych, pleśni. I co jeszcze bardziej ciekawe, w innym badaniu okazało się, że ilość zarodników, zamiast się zwiększać malała! Obecnie zieleń w norweskich szpitalach jest elementem bardzo pożądanym, gdyż zrozumiano jak wielkie terapeutyczne działanie wywiera na człowieka. Turid Lungli przeprowadziła liczne wykłady i prelekcje na temat efektów pracy w zielonych wnętrzach. Według niej, aby pracownicy służby zdrowia mogli opiekować się innymi ludźmi, sami powinni mieć jak najlepsze i najzdrowsze środowisko pracy. Autor książki wskazuje właśnie pracę Pani Lungli, jak inspirację to stworzenia systemu Skogluft.
>>> co takiego robią rośliny? <<<
Rośliny wpływają na nasze samopoczucie, zarówno w lesie, jak i w pomieszczeniach. WIZYTY W LESIE są szczególnie wskazane, ponieważ wytwarzane przez dziką florę substancje lotne zwane FITONCYDAMI, w połączeniu z różnorodnymi zapachami, mikroklimatem, wilgotnością powietrza i doznaniami wzrokowymi, tworzą razem cudowny leczniczy koktajl. Leśne otoczenie pobudza wszystkie nasze zmysły > patrzymy na kojącą zieleń, wdychamy zapachy, pod stopami i palcami dłoni możemy poczuć przeróżne faktury natury, a wszystko to sprawia, że czujemy się spokojnie i bezpiecznie. Naprawdę nie ma nic lepszego dla naszego dobrego samopoczucia, niż wizyta w lesie.
Roślinność we wnętrzach robi bardzo podobną robotę, ale na mniejsza skalę i nie w pełnym spektrum, bo ma jednak pewne ograniczenia. Ale pewne jest, że rośliny doniczkowe:
- oczyszczają powietrze ze szkodliwych substancji, które emitowane są przez większość rzeczy w naszych domach (więcej o tym pisałam tutaj)
- wytwarzają tlen, zużywając jednocześnie dwutlenek węgla w procesie fotosyntezy, obawy jakoby nocą rośliny zabierały nam w sypialni zapasy tlenu są podobno niesłuszne – nie są to takie ilości, które mogłyby nam zagrażać
- podnoszą wilgotność powietrza we wnętrzach, niwelując problem suchego powietrza, a tym samym łagodząc dolegliwości z nim związane
- sprawiają, że powietrze w ich otoczeniu odczuwamy jako świeższe, co pozytywnie wpływa na samopoczucie
- swoim zielonym kolorem potrafią uspokoić nerwy, poprawić koncentrację, obniżyć poziom stresu.
Jeżeli do tego wszystkiego dodamy aspekt oświetlenia, korzyści mogą być naprawdę wymierne.
jak się robi ścianki SKOGLUFT?
JØRN VIUMDAL opracował swój autorski system ścianek, jednak wielokrotnie w książce powtarza, że można go zastąpić innym dostępnym dla nas rozwiązaniem. Idea jest bardzo prosta. Za pomocą skrzynek, doniczek lub systemowej zielonej ścianki tworzymy kwadrat o wymiarach ok. 100×100 cm. To jest podstawowa jednostka, którą można oczywiście multiplikować. Jeżeli nie mamy możliwości wieszania czegoś na ścianach, np. w wynajmowanym mieszkaniu, ustawiamy na półkach regału skrzynki z roślinami.
ROŚLINNOŚĆ ma w systemie skogluft duże znaczenie, ponieważ autor wskazuje na jedną roślinną gwiazdę, którą stosuje jako jedyny gatunek. Tą gwiazdą jest EPIPREMNUM ZŁOCISTE, które spełnia wszystkie kryteria odpornej i łatwej w uprawie rośliny. Ponadto Epipremnum:
- szybko rośnie
- doskonale oczyszcza powietrze
- ma wiszący pokrój
- nie potrzebuje dużo ziemi
- znosi długie przerwy między podlewaniem
- jest bezpieczne dla alergików
- świetnie znosi sztuczne światło w pełnym spektrum
Na jeden moduł o wymiarach 1×1 m zalecane jest 20 roślin. Ponadto potrzebne jest podłoże do kwiatów, keramzyt na dolną warstwę drenażową, agrowłóknina oraz dozowniki do podlewania kwiatów, po jednym na skrzynkę. Niestety autor nie precyzuje pojemności tej skrzynki, ale załóżmy, że jest to standardowa skrzynka na kwiaty o długości 1m. Myślę, że spokojnie można by też użyć bardziej zaawansowanych skrzynek z podwójnym dnem, ułatwiającym podlewanie.
Schemat jest następujący > Na dno skrzynki dajemy keramzyt, na niego warstwę włókniny, aby ziemia nie mogła zamulać drenażu, a na włókninę podłoże. W tak przygotowanej skrzynce sadzimy rośliny.
Kolejnym elementem systemu jest ŚWIATŁO. Potrzebne są lampy, które można skierować na roślinną ściankę, najlepiej na żarówkę o gwincie GU10. Zalecane jest BIAŁE ŚWIATŁO O TEMPERATURZE 5000 K lub wyżej. Najlepiej by było, aby światło włączało się automatycznie o poranku i gasło wieczorem, najlepiej ok 2h przed planowaną porą snu. Pozwoli to organizmowi poczuć, że zbliża się pora odpoczynku i pomoże rozpocząć produkcję melatoniny.
PODLEWANIE w systemie skogluft planowane jest cyklicznie w regularnych odstępach i nie polega na stałym dostarczaniu roślinom wody. Podlewanie odbywa się co 3 tygodnie, dlatego brak czasu na pielęgnację roślin nie jest tutaj dobrą wymówką 😉 Kolejnym warunkiem jest podlewanie przez rurkę / dozownik, która dostarcza wodę wprost do warstwy drenażowej z keramzytu (powinna mieć ok 4cm).
Ilość wody jest dosyć zaskakująca, ponieważ autor zaleca aż 5l na jedną skrzynkę! Przy kolejnych podlewaniach możemy tę ilość korygować, zgodnie z naszymi obserwacjami. Mogą występować różnice, ponieważ nasze wnętrza, ich temperatura i inne parametry też są różne.
Kolejnym zabiegiem jest regularne CIĘCIE ROŚLIN, dla zachowania ładnego zwartego pokroju. Epipremnum lubi wypuszczać długie pędy, dlatego autor zaleca ich ograniczanie. Rośliny będą wówczas bardziej gęste, a ich działanie skuteczniejsze ♥
Jeżeli zainteresował Was temat, to odsyłam do książki, gdzie znajduje się jeszcze wiele ciekawych informacji:
JØRN VIUMDAL „SKOGLUFT MIESZKAJ ZDROWO” norweski sekret pięknego i naturalnego mieszkania
Wydawnictwo ZNAK, Kraków 2019
Wszystkie zdjęcia z cytatami pochodzą z powyższej publikacji.
Bardzo ciekawy materiał! Z chęcią przeczytam tą książkę . Jak widać, jest skarbnicą inspiracji. 🙂 Pozdrawiamy
Dziękuję za komentarz, a książkę oczywiście polecam 🙂